Tsukuru gapił się w okno. Inne dzieci posłusznie i w milczeniu zapisywały w zeszycikach tekst dyktowany przez nauczycielkę, ale Tsukuru od zawsze był marzycielem i ciężko było mu się skupić. „Kiedyś zapomnisz własnej głowy!” często powtarzała mu mama. Bardzo ją kochał, ale złościł się kiedy tak mówiła, bo przecież nie da się zapomnieć głowy. Za oknem poruszyły się gałęzie, zerwał się lekki wiatr. Niedługo będzie wiosna. Gałęzie wciąż były gołe, ale już nie suche i zmarznięte, zaczynały pęcznieć, w naturze budziło się życie.
„Tsukuru! Znowu myślisz o niebieskich migdałach!” – pani Kumiko krzyczała na niego już ładnych kilka sekund, ale dopiero teraz wyrwała go z zamyślenia. Inne dzieci przerwały pisanie i śmiały się z niego na głos. „Cisza!” – huknęła pani Kumiko – „To nie cyrk! Wracać do nauki!” – uderzyła dziennikiem szkolnym o biurko. Zrobiła to dokładnie o godzinie 14:46. Uderzyła tak mocno, że cały świat się zatrząsł. Najpierw zadrżała podłoga. Następnie z parapetu spadła doniczka, a później na półkach zaczęły przewracać się zrobione przez dzieci klejone figury geometryczne. Tsukuru patrzył na panią Kumiko z otwartą buzią. Niemożliwe! Uderzyła tak mocno, że zatrzęsła całym budynkiem!
Na korytarzu usłyszeli szybkie kroki i kilka krzyków. „Do szeregu, parami!” krzyknęła po kilku chwilach szoku pani Kumiko. „Nazaki, otwórz drzwi!”. Gdy wszystkie dzieci stały już rzędem przy ścianie, zarządziła wyjście z klasy. Spokojnie, bez paniki, inni nauczyciele też uspokajali swoich uczniów prowadząc ich na zewnątrz. Tuż nad głównym wejściem szkoły wisi zegar. Tsukuru spojrzał na niego, wciąż pokazywał 14:46. Wskazówki sekundnika już się nie poruszały.
*
„Tak, tak, jestem już spakowana” – mama mówiła ściszonym głosem. Tsukuru jadł żelki i przysłuchiwał się rozmowie. Mama włączyła mu bajkę, ale ta nie interesowała go za bardzo. Nie chciał tego po sobie pokazać, ale trochę się bał. Strach dorosłych zawsze udziela się dzieciom, nawet gdy go przed nimi ukrywają. „Zabiorę go do rodziców, do Tokio.” chwila ciszy, „Duży wyciek? Jak długo cię nie będzie?” cisza, w telewizji trwała akurat reklama zabawek „Dobrze. Dołącz do nas jak tylko będziesz mógł”. Mama odłożyła słuchawkę.
„Chodź Tsukuru, musimy jechać”. Nie odezwał się. Podświadomie wiedział, że nie powinien. Mama była zła, ale chyba nie na niego, bo przecież ze szkoły przywiózł go pan Yoshiya, powiedział jej, że wszystko się trzęsło, to nie jego wina. Wzięła go na ręce i zaniosła do auta. Walizki wrzuciła do bagażnika, ale gdy otwierała tylne drzwi, by wsadzić go w fotelik, klucze od auta upadły jej na ziemię. Nie podniosła ich od razu, spojrzała na nie jakby nie rozumiejąc co właściwie się wydarzyło. Przykucnęła po chwili i bardzo powolnym ruchem ręki sięgnęła po klucze. Trzęsły jej się dłonie. „Mamo, ja się nie boję!” powiedział Tsukuru i wyciągnął do niej rączki. Przytuliła go mocno.
Gdy już wsiedli, chłopczyk patrzył przez okno na wzgórza i drzewa, wciąż szare, ale które lada dzień miały się zazielenić. W radiu mówili coś szybkimi głosami, na żadnej stacji nie było muzyki. Jechali w rzędzie aut, wolno, ale raczej bez przeszkód. „Zostawiłem zabawki” – pomyślał Tsukuru – „będę musiał powiedzieć mamie, żebyśmy po nie wrócili”.
*
Bum! Bum! Zawalił się kolejny budynek! Tratatata, padają strzały. Ale już nadlatuje Kapitan Ameryka! Tratatatata. Pociski odbijają się od tarczy. Trzask! Wybucha kolejny czołg. Dziadek pogładził włosy Tsukuru bawiącego się kolorowymi żołnierzykami na dywanie w dużym pokoju. Przez okno wpadało słońce, mieli całkiem ładny widok na kilka sąsiednich wieżowców Tokio. Dzieci mają łatwiej, nie muszą rozumieć niektórych spraw.
Babcia pogłośniła telewizor, od kilku lat jest już lekko głuchawa. „… ochotnicy ze skażonej strefy. Pięćdziesięciu z Fukuszimy wciąż dzielnie walczy…”, Tsukuru na chwilę przerwał zabawę, usta miał nabrzmiałe, bo właśnie miał wydać dźwięk kolejnego wybuchu. W jakiś sposób wiedział, że to jakby o nim mówili teraz w telewizji, o jego sprawach. Nie rozumiał prawie nic, ale wiedział, że to jest ważne. „… do pracy zgłaszają się starsi mieszkańcy, dla których zagrożenie promieniowaniem jest znacznie niższe…”. Spojrzał na mamę. Siedziała na wprost telewizora patrząc na obraz nieobecnymi oczyma, dłonie złożyła jak do modlitwy i trzymała razem na zaciśniętych kolanach. Od kilku dni bardzo rzadko się odzywała. Czuł, że nie powinien nic mówić, ale przecież też się trochę bał i też chciał wiedzieć o co chodzi. Za każdym razem jak próbował pytać dziadka albo babcię, to tylko kazali mu iść do pokoju się bawić. On nie chciał się bawić cały czas. Bał się. Wiedział, że coś się dzieje.
„Mamo? A kiedy przyjedzie tata?”.