16 minut terroru
Gdy włącza się syrena alarmowa 73. dnia rosyjskiej inwazji, na Majdanie w Kijowie nikt nie raguje. Nikt nie krzyczy, nie biegnie, nie ma paniki, jedynie kilka osób nowych w mieście rozgląda się z niepokojem, sprawdza reakcje innych. W kieszeni brzęczy telefon. „Air aid alert. The Government of Ukraine issued an alert – m. Kyiv at 11:08. Take shelter immediately”. Kilku młodych żołnierzy na blockpoście odpala papierosa, ktoś dokłada transparent „Save Mariupol” pod napisem I Love Ukraine, jakaś para robi sobie zdjęcie przy pomniku Berehyni, żałują tylko, że pomnik założycieli Kijowa jest akurat zasłonięty workami z piaskiem. W restauracji po drugiej stronie ulicy Kherschatyk reporteży z Japonii spokojnie kończą obiad, fotograf z Tajwanu zamawia drugie piwo. „Air aid alert canceled” – czytam na telefonie – „Kyiv at 11:24”. 16 minut terroru.
Daniło klepie swój karabin. „dobrze strzelam, jakoś to będzie”. Przed wojną mieszkał w Krakowie, jest kucharzem, całkiem niezłym, jego marzeniem jest otworzyć w stolicy Małopolski własną knajpkę z wegańskim jedzeniem kuchni japońskiej. „Jak wyjeżdżałem to nienawidziłem Ukrainy. Durny kraj – myślałem – durni ludzie. Nie chcę tu żyć! Pojechałem do Polszy na studia, potem już zostałem, nie chciałem tu nigdy wracać. Ale potem jak zaczęłą się wojna to nie mogłem na to patrzeć. Kocham Ukrainę, to mój dom”. Daniło sam zgłosił się na front. W Polsce skrzyknął znajomych, zebrali na małego VW transportera z przyczepką, taki mu się przyda na wojnie. Zabrał mnie ze sobą do Irpienia, z wojskowym łatwiej na blockpostach, nikt nie pyta, po prostu puszczają dalej. Gdy fotografowałem zbombardowane bloki mieszkalne podszedł do mnie i poprosił o kilka zdjęć. „Zrób mi parę fotek jak się tu z tobą kręcę” – mówił – „Jak mnie już nie stanie to będą chociaż te fotografie”.